Chiny rozważają przejęcie i nacjonalizację TSMC. Byłaby to odpowiedź na ewentualne sankcje gospodarcze narzucone przez zachodnie państwa.
Sytuacja polityczna jest od dawna bardzo daleka od spokojnej. Agresja Rosji na Ukrainę spowodowała, że wszystkie napięcia i problemy geopolityczne odczuwamy jeszcze wyraźniej niż kiedyś. Ciężko nie zauważyć, że kolejnym punktem zapalnym może okazać się Tajwan.
Jak zapewne doskonale wiecie, Tajwan nie jest w pełni uznawanym międzynarodowo państwem. Rząd Chin uważa, że wyspa należy w 100% do nich. Władze Tajwanu twierdzą natomiast, że to właśnie oni są jedynym legalnym rządem całych Chin. Plotki o ewentualnej inwazji pojawiają się więc średnio co kilka miesięcy. Ostatnimi czasy dość mocno się jednak nasiliły.
Szczególnie nieciekawie rzutuje to na rynek elektroniki. Tajwańskie przedsiębiorstwo TSMC to prawdopodobnie najważniejszy producent na całym świecie. Zajmują oni aż 54% całkowitego udziału w produkcji chipów i półprzewodników. Nic zatem dziwnego, że Chiny traktują ich jako bardzo łakomy kąsek.
Sytuacja jest jednak jeszcze bardziej napięta. TSMC jak i większość firm tajwańskich nie pali się wcale do zacieśniania współpracy z Chinami. Zamiast tego, chcą zbudować 6 nowych fabryk w Stanach Zjednoczonych. Dla Chin byłaby to absolutnie fatalna wiadomość.
Główna ekonomistka chińskiego rządu, Chen Wenling zapowiedziała więc, że nałożenie na Chiny sankcji ekonomicznych może poskutkować zajęciem i nacjonalizacją TSMC. Groźba jest więc jak najbardziej realna, ale uczciwie trzeba przyznać, że bardzo mało prawdopodobna. Atak na świetnie uzbrojoną wyspę, oddaloną o ponad 100 kilometrów to wyzwanie, z którym może sobie nie poradzić nawet Chińska armia.
Zobacz też:
TSMC wprowadzi litografię 2 nm już w 2025 roku
Samsung traci olbrzymiego klienta. Qualcomm stawia na TSMC
TSMC wyda w 2022 44 mld dolarów na zwiększenie produkcji