Steam wprowadza bardziej widoczną informację dotyczącą zakupu cyfrowych produktów. Nikt już nie kłamie – nie jesteśmy właścicielami naszych gier.
Steam przestał nas oszukiwać. Pomimo tego, że wygląda jak sklep, wcale sklepem nie jest. Nie możemy bowiem kupić w nim żadnej gry. Bo kupując otrzymujemy produkt na własność. Teraz, podczas zakupu, użytkownicy mogą łatwo zobaczyć, że nabywając grę, otrzymują jedynie licencję na jej użytkowanie, a nie pełne prawo własności. A licencja może być w dowolnym momencie cofnięta.
Informacja ta jest wyświetlana bez konieczności przeglądania umowy użytkownika. Przy wyborze gry i przejściu do koszyka, w prawej części ekranu, pod sumą zakupów, pojawia się komunikat: “Zakup produktu cyfrowego przyznaje licencję na ten produkt na Steam”. Oznacza to, że kupujący staje się posiadaczem licencji, a nie właścicielem gry.
Sprawdź też: Mysz gamingowa – TOP 10 najlepszych modeli
Wcześniej informacja o sprzedaży licencji znajdowała się jedynie w umowie użytkownika. Teraz jednak została ona wyeksponowana, co może mieć związek z kalifornijskim prawem AB 2426. O dziwo nie pomogła tutaj Unia Europejska, która wydaje się akceptować takie praktyki. W odpowiedzi konkurencyjny GOG ruszył już z kampanią informującą, że u nich naprawdę kupujemy gry a nie same licencje.
W praktyce oznacza to, że na Steam nie posiadamy gier, które kupiliśmy. Nasze biblioteki zawierają wyłącznie licencje na dostęp i korzystanie z tych tytułów. A warto się zastanowić, czy skoro kupując nie mamy czegoś na własność, to czy piractwo to kradzież?
Zobacz też:
ChatGPT uczył się na pirackich książkach?
Steam pobił w tydzień swój własny rekord
Valve blokuje za używanie funkcji klawiatur Razer