Volkswagen idzie w złym kierunku. Stawiają na mikropłatności w swoich samochodach i traktują je jako coraz lepsze źródło dochodu.
Volkswagen robi ukłon chińskiej motoryzacji i wprowadza mikropłatności do swoich samochodów. Według informacji Auto Express, kierowcy muszą płacić 16,50 funta miesięcznie (około 165 funtów rocznie), aby korzystać z pełnej wydajności auta elektrycznego. Można też wykupić tę opcję jednorazowo za 649 funtów. W praktyce wygląda to tak, że silnik, który fabrycznie ma 228 KM, zostaje ograniczony do 201 KM, dopóki właściciel nie zdecyduje się na dopłatę.
Największy problem polega na tym, że takie subskrypcje nie dają niczego nowego w sensie technicznym. Klient płaci wyłącznie za odblokowanie oprogramowania, które ogranicza już istniejące komponenty. W przypadku Volkswagena ID.3 potwierdzono, że silnik zawsze osiąga 228 KM – subskrypcja jedynie zdejmowała sztuczny limit.
Nie jest to jednak pierwsze podejście do tego typu rozwiązań. Mercedes już w 2022 roku ogłosił, że pełna moc silnika będzie kosztować dodatkowe 1200 dolarów rocznie. Pomysł nie zdobył popularności – klienci mocno go krytykowali, a producent szybko obniżył cenę o ponad 90%.
Mimo narzekań kierowców producenci nie rezygnują z tego kierunku. General Motors, Stellantis i Ford otwarcie deklarują, że do końca dekady spodziewają się dziesiątków miliardów dolarów przychodów z mikropłatności i usług cyfrowych. Dla firm to szansa na stabilne źródło zysków, dla klientów – ryzyko, że prawdziwe możliwości samochodu będą zależeć od statusu ich subskrypcji. Dla chińskiej konkurencji – kolejne źródło frustracji dla klientów europejskich, którzy będą szukali innych rozwiązań.
Zobacz też:
Tesla wstrzymuje zamówienia w Europie.
Mercedes rezygnuje z przejścia w całości na elektryki.
CarPlay Ultra? Producenci samochodów mówią “nie”