Tesla rozpoczęła przebudowę swojej polityki produkcyjnej. Chcą zrezygnować z chińskich komponentów i odciąć się od Państwa Środka.
Jak podaje Wall Street Journal, producent elektryków już wdraża zmiany – część elementów w amerykańskich modelach zastępowana jest komponentami pochodzącymi spoza Chin. Firma stara się w ten sposób uniezależnić swoje linie montażowe od chińskich dostawców. To odpowiedź na rosnące napięcia geopolityczne między Waszyngtonem a Pekinem, które coraz mocniej wpływają na handel i współpracę technologiczną.
Według informacji WSJ, znaczący wpływ miały również taryfy celne wprowadzone na produkty z Chin przez administrację prezydenta Donalda Trumpa. To przyspieszyło działania Tesli i sprawiło, że dążenie do pełnego odejścia od chińskich części w perspektywie najbliższych dwóch lat stało się jednym z priorytetów.
Decyzja Tesli dobrze pokazuje, jak wrażliwy na sytuację polityczną jest sektor motoryzacji. Chiny przez lata budowały pozycję dominującego wytwórcy elementów samochodowych – od akumulatorów, po kluczowe układy scalone wykorzystywane w pojazdach elektrycznych. Ogromna skala produkcji pozwala im oferować niższe ceny, co od dawna czyniło je naturalnym wyborem dla producentów aut. Czasami nie ma też większego wyboru – Chiny trzymają żelazną ręką cały sektor metali ziem rzadkich. To materiały niezbędne w motoryzacji.
Obecny układ sił sprawia jednak, że firmy kalkulują koszty na nowo. Rosnące napięcia na linii USA–Chiny oraz dodatkowe opłaty importowe powodują, że producenci musza szukać zmian. Ale co by nie mówić, będą nieco fikcyjne. Tesla i tak będzie kupowała od Chin, bo inaczej się nie da. Pytanie tylko przez jaką spółkę.
Zobacz też:
Tesla coraz gorzej radzi sobie w Europie.
TSMC może mieć spore problemy przez Chiny.
Tesla dostaje w Chinach setki mandatów przez autopilota.