• Ostatnia modyfikacja artykułu:4 miesiące temu

#ArtykułSponsorowany

Pancerne telefony wybiera się po to, by uniknąć niespodzianek w cięższym terenie. Słuchawka ma być wręcz ostatnią rzeczą, która odmówi posłuszeństwa, gdy zbiegnie się parę nieoczekiwanych okoliczności.

Hammer Blade 4 wytrzyma zaś wiele, co udowadnia militarnym certyfikatem odporności MIL-STD-810G, wspartym szczelnością w klasie IP69 i drop testem z 1.8m. Może być więc dobrym kompanem na trudniejsze akcje i nie tylko.

W góry, do lasu, do kopalni?

Hammer Blade 4 nie jest telefonem cywilnym i trzeba sobie to powiedzieć na wstępie. Duże gabaryty (ekran 6,5″ IPS, 1080×2400 pikseli, 60 Hz, Gorilla Glass 3) połączone ze słuszną wagą (280g) powodują, że użytkowanie go jedną ręką nie należy do najłatwiejszych.

Siłą rzeczy w którymś momencie nawigacja w okolicy góry ekranu wymusza dołożenie drugiej dłoni. Z czasem da się do tego przyzwyczaić, bo łączy się to raczej z dłuższą chwilą przed ekranem, jednak przesiadając się z iPhone 12 Mini potrzebowałem paru dni, jako że na nim działam głównie jednoręcznie.

Szybko doceniłem przy tym diodę powiadomień z frontu Blade 4, bo dzięki niej nie musiałem tak często sięgać po telefon.

Po dobrym ułożeniu widgetów i skrótów przy dole ekranu głównego mogłem wykonać jedną ręką sporo podstawowych czynności, co pozwoliło mi wrócić trochę do starej rutyny.

Pozostała wciąż spora waga, która sama w sobie zachęca do wsparcia się drugą, jednak tego w tej klasie smartfonów się nie uniknie. Solidne wykonanie i duża bateria są ważniejsze.

Na ogniwie o pojemności 6150 mAh da się spokojnie podziałać parę dni bez większego oszczędzania, a do tego można z niego korzystać jak z powerbanka.

Hammer Blade 4 - SIM tray

MediaTek Helio P90 MT6779V wsparty 6 GB RAM nie zachęca przy tym do grania, co częściowo eliminuje największego pożeracza akumulatorów, a więc często jest z czego się energią dzielić.

Android 12 działa na nim za to wystarczająco sprawnie, bym się nie irytował. Jedynie aplikacja Aparatu wymaga w moim odczuciu dopracowania, co można łatwo rozwiązać alternatywną opcją ze Sklepu Google.

System ogólnie jest dość czysty, dostajemy jedynie zestaw przydatnych “Narzędzi” od producenta, w obrębie którego uruchamia się między innymi termometr na podczerwień.

Mamy też aplikację do aktualizacji oprogramowania, która dba o najnowszą wersję naszego Androida 12. Tak, chciałoby się tu nowszej wersji, ale ta działa bez kłopotu nawet z Android Auto.

Przy spokojnym użytkowaniu do sporadycznych rozmów, przeglądania maila, słuchania muzyki na YouTube (jest jack) i zakupów (jest NFC) byłem w stanie wycisnąć pięć dni z dala od gniazdka z testowanego Hammera Blade 4.

Hammer Blade 4 - bok

Okazuje się więc, że starszy procesor jest dość oszczędny, choć wynika to też ze spontanicznego ubijania apek w tle, do czego zauważyłem tendencję. Można tym niemniej zarządzać w zakładce DuraSpeed w Ustawieniach, więc wszystko szybko wróciło na dobre tory.

Jeżeli chodzi o odblokowywanie telefonu biometrycznie, do dyspozycji mamy czytnik linii papilarnych, wbudowany w przycisk blokady ekranu, który łapie przyzwoicie jak na swoją klasę, oraz rozpoznawanie twarzy, przypominające niestety wiek procesora.

Czasem zadziała, gdy krzywo złapię przycisk odblokowania i dość często wybudzam nim telefon w domu, bo można wywoływać je przez podniesienie go z blatu do twarzy, jednak kiepsko radzi sobie z okularami i czapkami.

Hammer Blade 4 został wyposażony w dwa dodatkowe przyciski, które można zaprogramować do uruchamiania aplikacji i funkcji. Dla mnie to dobre miejsce na Portfel do płatności i Latarkę.

W menu przewija się także skrót do termometru na podczerwień, który jeszcze jakiś czas temu byłby funkcją na czasie. Dziś jest gadżetem, i to ze znacznym odchyłem w pomiarach, więc traktuję go z przymrużeniem oka.

Hammer Blade 4 - tył

Podobnie z resztą patrzę na możliwości fotograficzne Hammera Blade 4, bo te są bardzo średnie. Macro potrafi się spisać, ale zarówno szeroki, jak i standardowy kąt, produkują mało nasycony obraz, a do tego są pozbawione stabilizacji obrazu. Na szerokim dodatkowo spada też detal w scenie.

Przy dobrym oświetleniu da się za to zrobić sensowne ujęcia, jednak w tej cenie chciałoby się oczekiwać więcej szczegółowości. Tryb nocny działa z założenia tak jak powinien i w gorszym świetle warto go używać, bo na tym etapie szumy są tak czy inaczej, jednak końcowy efekt w postaci zdjęć nie powala.

Nagrywanie wideo odbywa się maksymalnie w 4K, choć testowałem też 1080p i mam wrażenie, że pozostanie przy nim to dobra decyzja. Dokładanie więcej pikseli z tej matrycy nie podniesie znacznie jakości, a i materiały będą zajmowały mniej pamięci.

Tej wewnętrznej dostajemy 128 GB, a w slot kart SD możemy zapakować dodatkowe 512 GB. Hammer staje się tym samym bezpiecznym magazynem na dane, jako że slot na dwie karty SIM i kartę pamięci ma specjalną uszczelkę, gwarantującą wodoszczelność.

Co więcej, to też radyjko, bo nie wymaga podpiętych słuchawek, by odbierać sygnał. Dodatkowego klimatu dodaje mu pojedynczy głośniczek, którym gra cały Hammer. Nie jest zbyt szeroko-zakresowy, ale w tej kategorii nie spodziewałem się niczego więcej. Im mniej otworów w obudowie tym łatwiej o szczelność.

Podsumowanie – dla kogo jest Hammer Blade 4?

Hammer Blade 4 jest ewidentnie konstrukcją, skierowaną do służb publicznych oraz osób pracujących w trudniejszych warunkach (zapylenie, wilgoć), które nie chcą martwić się o telefon.

Dlatego też na wstępie piszę o tym, że nie jest to konstrukcja cywilna, bo standardowym użytkownikom smartfonów wystarczy podstawowa odporność na zachlapania i etui z gumowanymi rogami, które w Hammerze jest niejako zintegrowane.

Duży ekran tego telefonu jak już wspomniałem utrudnia jednoręczną obsługę, ale daje możliwość wygodnego korzystania z niego jako nawigacji, co też uważam ostatecznie za dobry pomysł.

Droższy Hammer Blade 5G jest co prawda nieco mniejszy, ale wraz z ogólnymi gabarytami spadła mu także pojemność akumulatora.

Można więc śmiało powiedzieć, że Hammer Blade 4 jest wynikiem mądrych kompromisów, które miały na celu stworzenie produktu dla nieco węższej, jednak wciąż licznej grupy odbiorców z innymi priorytetami niż aparaty.

Wolą za to móc sprawdzić nachylenie czapy śnieżniej za pomocą kątomierza na dużym ekranie w rękawiczkach bez zastanawiania się, czy telefon się zamoczy.

#ArtykułSponsorowany

Oceń ten post