Apple oficjalnie umożliwia już naprawdę swojego sprzętu w domowym zaciszu. Niestety, zrobili to bardzo w swoim stylu.
Ostatnimi czasy bardzo głośno zarówno w Europie jak i w USA było o prawie do naprawy. To zestaw specjalnych ustaw mających na celu maksymalne uproszczenie procesu naprawy elektroniki. Nie tylko chodzi tutaj o znaczące zwiększenie praw konsumentów, ale przy okazji o ograniczenie problemu elektrośmieci. Apple dość głośno zapowiedziało więc nową usługę – możliwość samodzielnej naprawy iPhone’a.
W teorii miało to działać bardzo prosto. Za odpowiednią opłatą możemy zamówić części wymienne razem z dokładną instrukcją jak zamontować je w naszym telefonie. Brzmi aż zbyt pięknie, żeby było prawdziwe, prawda? No i niestety dokładnie tak się stało.
Sprawdź: Smartfon do 1500 zł – najlepsze modele
Zacznijmy więc od wad. Podstawową z nich z pewnością będzie to, że części do samodzielnej naprawy są nieco droższe niż w serwisie. To moglibyśmy jednak jeszcze jakoś przełknąć. Aby dokonać naprawy potrzebujemy też specjalnego zestawu narzędzi, który możemy (a raczej musimy) wypożyczyć od Apple. Ważą one, bagatela, 35 kilogramów, a zwrotna kaucja wynosi 1200 dolarów.
Jeśli samo to nie przekonało was do rezygnacji z samodzielnej naprawy, to warto również pamiętać, że na sam koniec będziecie musieli przekazać Apple zdalny dostęp do telefonu, aby nowa część w ogóle zadziałała. Pierwsi śmiałkowie donoszą też, że instrukcje naprawy są skrajnie niejasne.
W dużym skrócie – Apple znowu to zrobiło. Teoretycznie ugięli się przed aktywistami i prawodawcami, ale tak naprawdę, pokazali im gigantyczny środkowy palec.
Zobacz też:
Apple automatycznie odnowi nam droższe subskrypcje
iPod przechodzi na emeryturę. Apple zakończyło produkcję
iPhone może zostać zhackowany nawet po jego wyłączeniu